Wielu ludzi sądzi, że pobudowanie w Polsce wiatraków zapewni nam wszystkim tani, przyjazny środowisku i przede wszystkim odnawialny prąd w gniazdkach. Szkoda, że w praktyce nie jest wcale tak kolorowo.
Wiatrak są fajne w miejscach, w których wiatr wieje mocno i stale. W Polsce wiatr odpowiedni do napędzania turbin wiatrowych bywa. I dlatego w Polsce w miejscu o dobrych warunkach, turbina wiatrowa osiąga średnio tylko 10-20% swojej mocy maksymalnej.
Zamontowanie turbiny wiatrowej to jedno. Trzeba ją jeszcze podłączyć do sieci. Zakłady energetyczne wcale nie są bardzo do tego skłonne. Bo dla nich taka turbina wiatrowa jest sporym kłopotem. Z jednej strony umożliwia odkupowanie od jej właściciela energii elektrycznej i zielonego certyfikatu (tzw. świadectwa pochodzenia energii elektrycznej z odnawialnego źródła energii), co umożliwia mu spełnienie ustawowych obowiązków. Z drugiej strony, wiatrak nie daje mu gwarancji produkcji prądu wtedy, gdy zakład energetyczny będzie jej potrzebować. Bo nigdy nie wiadomo, kiedy przestanie wiać wiatr.
Polski system elektroenergetyczny oparty jest o elektrownie systemowe opalane węglem brunatnym i kamiennym. Ponieważ mamy mało źródeł szczytowych (elektrownie gazowe, elektrownie wodne -- w tym elektrownie szczytowo-pompowe), jedyna metoda na wyprodukowanie dodatkowych ilości prądu, to zwiększenie produkcji w elektrowniach konwencjonalnych. A one nie działają tak, że można nacisnąć przycisk i w minutę nagle pojawia się więcej prądu. Niestety, elektrownia węglowa musi być trzymana w tzw. gorącej rezerwie, która wymaga zużywania węgla. Dlatego mówi się często, że produkcja prądu w nocy wymaga zużycia większej ilości paliwa, niż w dzień. I że korzystanie z prądu w nocy niemal nie powoduje zwiększenia emisji spalin. Mówiąc zupełnie serio, chciałbym gdzieś znaleźć jakieś dane na potwierdzenie tych słów.
Wszystko byłoby znacznie łatwiejsze, gdybyśmy produkowali więcej prądu z ropy i gazu. Zwłaszcza w tych wspomnianych gazowych elektrowniach. Elektrownie z turbinami gazowymi są naprawdę tanie w budowie, bo taka turbina gazowa może być lekko zmodernizowanym silnikiem turboodrzutowym wymontowanym z rejsowego samolotu po zakończeniu jego lotniczej żywotności. Taka elektrownia odpala się dosłownie w kilka minut. A można ją jeszcze spiąć w układ z magazynowaniem energii pod postacią sprężonego powietrza. Czyli -- w nocy (gdy prądu jest za dużo) wielka sprężarka napędzana prądem spręża powietrze. W dzień, gdy nagle potrzeba prądu, sprężone powietrze pobiera się do napędu turbiny gazowej. A do jej uruchomienia potrzeba naprawdę ledwie kilku minut!
I teraz pora zadać tytułowe pytanie: kto powinien zapewnić dostawę prądu w chwili, gdy przestaje wiać?
Inwestorzy wiatraków chcieliby, by był to obowiązek zakładów energetycznych. A jeśli nie zakładów energetycznych, to na pewno kogoś innego. Oni chcą sprzedawać prąd. I chcą go sprzedawać wtedy, gdy akurat będą go mieć. Nie chcą się zobowiązywać do jego dostaw, bo wiedzą, że nie mogą zapewnić gwarancji ani nawet pewności dostawy prądu. I dlatego moim zdaniem to oni właśnie powinni zapewnić dodatkowe źródła prądu, które będą włączać, gdy wiatr nie wystarczy.
W mniejszej skali problemu za bardzo nie ma. Bo z punktu widzenia kogoś, kto chce mieć własną elektrownię wiatrową, awaryjnym źródłem prądu będzie zakład energetyczny. Gorzej, gdy takich ludzi będzie więcej. Wtedy dobrze jest mieć w domu baterię akumulatorów ładowanych wiatrakiem albo przynajmniej spalinowy agregat prądotwórczy.
Ekoenergia - jak być przyjaznym dla środowiska?
22 marca 2009, 14:52
Kto powinien zapewnic prad gdy nie wieje?
Etykiety: energia odnawialna
1 komentarzy:
sympatyczny blog
Prześlij komentarz